#niemcy: zimowo-bajkowy Freiburg

Wilkommen in Freiburg
Muszę przyznać, że bardzo miło się mieszka w mieście otoczonym przez góry (pomijam wieczorne wiatry [tzw. Höllentäler – wiatr specyficzny właśnie dla Schwarzwaldu i okolic] i deszcze [w końcu jesteśmy w dolinie])! Fakt, że po pracy pakujesz butelkę wody, wsiadasz na rower i… dziesięć minut później jesteś już na szlaku jest po prostu ujmujący. Nietrudno jest więc zakochać się w tym mieście, zdecydowanie! Niecała godzina autem do Szwajcarii, to samo z Francją, Schwarzwald dookoła, Bodensee pod nosem i właściwie cała (moim zdaniem) najładniejsza natura Niemiec w zasięgu max. kilku godzin autem. Żyć nie umierać!

Sen zimowy
Jadąc do statystycznie najcieplejszego miasta Niemiec zakładałam, że marzec będzie już wiosenny i ciepły… Tymczasem pogoda XXI wieku potrafi mocno zaskoczyć.
W nocy z soboty na niedzielę (17/18.03.18) miasto kompletnie zasypał śnieg. Rano otworzyłam okno i poczułam się jak w bajce Disney’a… Chyba nigdy nie widziałam jeszcze tak pięknie zasypanego miasta. Drzewa wyglądały jak dmuchane śnieżne puchowce, a akurat mieszkam w dzielnicy, w której jest ich mnóstwo, to poczułam się jak w Narnii (a może ciut lepiej?) i postanowiłam wykorzystać jeden dzień (w poniedziałek faktycznie wszystko już stopniało) tak dziwnie-zjawiskowej pogody i po południu poszłam na trzygodzinną wędrówkę w górki. sama. offline.

Podjechałam niecałe dziesięć minut rowerem na skrawek dzielnicy Wiehre. Wracając ostatnio ze spaceru w lesie zobaczyłam przypadkiem, że jest tam początek kilku szlaków, więc w końcu musiałam je wypróbować!

Ciekawie się tak idzie bez planu, „w ciemno” (w sumie było całkiem jasno, ale ;)). Z drogowskazów zdecydowałam, że przejdę się 5km na Kybfelsen. Skałkę z widoczkiem (wprawdzie go nie widziałam, ale potrafię sobie wyobrazić, że gdzieś tam był). Las w pierzynie z super puszystego i lekkiego (jak almette, heh!) śniegu to coś, czego nie da się oddać w słowach, ani w zdjęciach… Dwie godzinki spaceru do góry były po prostu niesamowite. Droga zajęła mi sporo czasu, ale w myśl slow life rozkoszowałam się każdym co ciekawszym miejscem, zrzucałam śnieg z gałęzi próbując uciec, zanim na mnie spadnie, zdmuchiwałam płatki śniegu z ręki jak puder, pośpiewałam trochę, pomodliłam się, pomedytowałam sobie nad pięknem stworzenia i miłością, która to wszystko poukładała.  
Radość, radość, radość.



Z wszystkich rozrywek świata n a t u r a jest zdecydowanie moją ulubioną (przebija nawet silent disco!). Wróciłam do domu zmęczona fizycznie, ale naładowana radością i spokojem, a w sumie nawet i siłą. Ostatecznie nawet przygotowałam wpis na bloga, co patrząc na moją frekwencję wpisów jest… wyczynem samo w sobie.
Nadchodzi wiosna (mam nadzieję), więc zdecydowanie polecam znaleźć sobie czas na spacery/wędrówki – samemu, z przyjaciółmi, rodziną, kotem/psem. Życie jest zbyt krótkie, żeby odkładać to na potem.

have a blessed day.
estera.

Komentarze

  1. My z mężem coraz częściej myślimy o wyprawie kajakowej. Na www.gokajak.com znaleźliśmy wysokiej jakości kajaki w bardzo dobrych cenach oraz potrzebny sprzęt. Chyba będziemy zamawiać i pojedziemy do Chorwacji :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty