Dzień dwunasty i trzynasty 09-10.08.2014
Idealnie.
Po jakiś 20min łapania z Cide pojechaliśmy dalej... wprawdzie 20km, ale
kierowca, Rafat, mieszka od 35lat w Niemczech i doskonale mówi po niemiecku!
Łapiąc
w upale na wylotówce z domu naprzeciw trzech (około 10-13 lat) krzyczało do
mnie "hello"", "whats your name" "how are
you" (pewnie z google translate). W końcu padło pytanie "water?"
I po pokazaniu im kciuka, którego gest od razu zrozumieli po kilku minutach
mieliśmy dodatkową butelkę wody i trzy plastikowe kubeczki (koniecznie!).
To
miłe, że od małego chcą pomagać innym :)
Po
chwili jazdy Rafat zapytał "Habt ihr schon gefrühstückt?", na co
szczerze odpowiedziałam (ku niezadowoleniu chłopców hah), że zjedliśmy ogromne
śniadanie u Ramazana. Mimo to jakiś czas później nasz kierowca przekonywał
żebyśmy zatrzymali się u niego na śniadanie - bo ludzie tutaj tacy są, gościnni
i cieszą się, gdy kogoś zaproszą, to normalne - tłumaczył.
W
sumie, czemu by odmawiać jedzenia i wizyty w wiosce? Pojechaliśmy.
Dom
był zamknięty, bo rodzice Rafata gdzieś wyszli, poszliśmy więc przejść
się po okolicy. I tu... MASAKRA! Z jednej strony widok na góry, z drugiej
na Morze Czarne. I wioska - max. 80 domów, wszyscy się znają. Zaszliśmy na
herbatę do Şerafy, starszej pani, która też mieszka w Bremen, z którą z resztą
potem spędziłam dużo czasu. U niej zjedliśmy śniadanie i Rafat (Şefora też)
zapytał, czy nie chcemy u nich zostać. Sytuacja wyglądała perfekcyjnie- i
tak chcieliśmy zostać na weekend gdzieś na plaży, a tu do wody mieliśmy
10min spacerkiem, wspaniałych ludzi, nocleg w ogromnym domu, lepiej niż w wielu
hotelach.
I tak
spędziliśmy 3 dni (spaliśmy dwie noce).
Na
początku naprawdę dziwnie było się przyznać, że chcemy zostać, ale
gościnność Rafata i jego rodziny była naprawdę szczera.
Tak więc dwa dni razem jedliśmy, razem graliśmy w tureckiego Rummikuba i
poznawaliśmy coraz to nowe osoby na wsi.
A
plaża? Sami miejscowi, jak przyszliśmy w niedzielę - byliśmy tam sami.
Klimat do potęgi.
Prawie całą niedzielę przesiedzieliśmy na plaży, opalając sie, pływając i
grając w rummikuba. Leniwie. Idealnie.
W
międzyczasie poznałam kuzynke Rafata, która tez mieszka w Bremen od dawna. A
jak się poznaliśmy? Zadała częste pytanie "kommt ihr aus
Deutschland?". Heh. Miałam 3 dni intenswnego używania języka, który
studiuję. Dostaliśmy od niej obiad, çaj i orzechy. Potem poszłam z nimi na
spacer do wodopoju. Było idealnie, sielankowo.
I uczucie spotkania tak otwartych i po prostu dobrych ludzi? niesamowite.
Motywuje do bycia lepszym, do pomagania więcej. I pokazuje, jak wiele mi
jeszcze brakuje. Wiele!
Wieczorem zaszłam do pani Şefiry i zasiedziałam się rozmawiając o
wszystkim, o życiu. Opowiedziała mi o sobie, o tym jak chodziła do szkoły tylko
5lat, bo później wyszła za mąż i inne historie. Potem wyciągnęła album ze
zdjęciami rodziny. I było naprawdę świetnie. O takie Podróżowanie mi chodziło.
Najchętniej zostałabym tam z tydzień.
Ale wymieniliśmy się kontaktami i na pewno odwiedzę Bremen (z Göttingen
mam tam serio niedaleko). A może i moją ukochaną wioseczke kiedyś.
Kilka fot:
![]() |
Taaaaaki nocleg mam! |
![]() |
Rummikub i obiad na plaży :) |
![]() |
Pięknieeeee tu! |
![]() |
![]() |
Rummikub z Rafatem |
Estera
no faktycznie, fajnie Wam się udało :) tak jak czytam sobie teraz ten Twój wpis, to stąd, sprzed komputera, ciężko uwierzyć, że gdzieś na świecie są jeszcze tacy dobrzy ludzie... :P to chyba trzeba przeżyć :)
OdpowiedzUsuń